Monachijska „Süddeutsche Zeitung” o wyborach w Bawarii: „Pisząc o sojuszu partii CDU/CSU w przyszłości będzie się pisało CDU mniejszymi literami, CSU większymi: czyli cdu/CSU. Jeżeli znowu miałoby dojść do rządów Merkel, bez względu na to, w jakiej koalicji, jest prawdopodobnym, że CSU będzie potęgą. CSU naprawiło swój już prawie przebrzmiały wizerunek nadzwyczajnej partii. Udało się to Seehoferowi, z jego oryginalnym politycznym skrzyżowaniem Franza Josefa Straussa i Alfonsa Goppela. Jest on landowym ojcem i zarazem politykiem silnej ręki, kimś, kto na nowo interpretuje dawny wizerunek CSU: żywotna, brutalna, sentymentalna”.
DW.DE
Niemiecka prasa o zwycięstwie CSU: Bawarska recepta na sukces
Przyczyny zwycięstwa bawarskich chadeków CSU, sromotna porażka bawarskiej FDP oraz przyszłość relacji CDU i CSU po wyborach do Bundestagu to główny temat komentarzy prasowych (16.09.2013)
Analitycy: „Bawaria to nie Niemcy”. Wynik wyborów do Bundestagu nie jest przesądzony
Wyniki wyborów do lokalnego parlamentu Bawarii nie przesądzają o wynikach wyborów do parlamentu ogólnoniemieckiego – twierdzą analitycy z ośrodka Forschungsgruppe Wahlen. (16.09.2013)
Na ten sam temat stołeczny „Berliner Morgenpost”: „Podejmowane przez inne partie, także dzień później, próby upiększenia wyniku bawarskich wyborów w perspektywie wyborów w nadchodzącą niedzielę, spełzają na niczym ocierając się aż o niezręczność. Zostaje świadomość, że Horst Seehofer i jego CSU są triumfatorami, jedynym zwycięzcą wyborów landowych, tego ostatniego prawdziwego barometru nastrojów przed pójściem narodu do urn. Pozostaje tak nawet przy rozeznaniu, że w Bawarii kryteria polityczne są nieco inne, niż w reszcie kraju. Partie zgodne są tylko co do jednego: na te ostatnie przed wyborami dni Bawaria jest bodźcem. I zarazem wyrazem bezradności partyjnych strategów co do tendencji, jakim poddaje się w tych dniach wola wyborców. Dopiero w niedzielę wszyscy będziemy naprawdę mądrzejsi”.
“Zielonych” rozprawianie się z niechlubną przeszłością
Badanie naukowców zlecone przez Zielonych wykazało, że za wysuwane przez partię 30 lat temu żądanie zalegalizowania pedofilii odpowiedzialni byli komunalni politycy, wśród nich kandydat Zielonych na kanclerza Jürgen Trittin, który przyznał się do błędu. Zdaniem dziennika „Mannheimer Morgen”:
„Dla niejednego zwariowanego Zielonego, który próbował nawet ideologicznie usprawiedliwić seksualną przemoc, ratowanie drzew było ważniejsze, niż ochrona dzieci. Dla Zielonych wniosek ten jest dotkliwym ciosem, partia zawsze uważała się bowiem za lepszą pod względem moralnym alternatywę dla tradycyjnych partii. Dzisiaj jej popularność i tak spada, dyskusja wokół Trittina i innych może jeszcze tylko pogorszyć jej sytuację. I tylko, jeżeli będzie gotowa do konfrontacji z przeszłością, uda się jej zmniejszyć przepaść między ambicjami a rzeczywistością”.
„Był to liberalny duch czasu, który kształtował takie dyskusje: źle rozumiana, zbyt daleko idąca wolność” – konstatują „Nürnberger Nachrichten” – „Zupełnie zniknęło przy tym z pola widzenia, że poszkodowane dzieci nie chciały słyszeć o tego typu rewolucji seksualnej, tylko były ofiarami. Dzisiaj na szczęście definicje są bardziej czytelne: tego typu ingerencję nazywa się tym, czym są – wykorzystaniem seksualnym. Także Zieloni są tego zdania. Co można im jednak zarzucić, to pierwotny brak zdecydowania co do zajęcia się tym tematem. Tak chętnie moralizującej partii wyszłoby na zdrowie, gdyby o wiele bardziej ofensywnie zajęła się tym rozdziałem ze swojej przeszłości. Trudno jednak dzisiaj potępiać Zielonych za ich prastare, dawno zarzucone żądania”.
Bardziej radykalna jest ukazująca się w Heidelbergu gazeta „Rhein-Neckar-Zeitung”:
„Podczas gdy wobec Kościoła katolickiego Zieloni nie znają w kwestii pedofilii pardonu, własne uchybienia próbują zrelatywizować. Wyjątkowa wiarygodność? Nie w walce wyborczej. Zieloni z dzisiaj są wrogiem Zielonych z wczoraj. I na tym właśnie polega problem“.
Elżbieta Stasik
red. odp.: Bartosz Dudek